sobota, 4 grudnia 2010

O paleniu papierosów podsłuchane w autobusie.

Jadąc krakowskim autobusem miejskim chcąc nie chcąc usłyszałem wypowiedź mężczyzny około pięćdziesiątki, który w dosyć nachalny sposób przedstawiał swój światopogląd przez kilkanaście minut siedzącej obok niego kobiecie w podobnym wieku, która była na tyle uprzejma, że go nie uciszyła od razu. Zresztą, zdarzają się tacy, którzy będą mówić tym więcej, im bardziej dajesz im do zrozumienia, że ich stanowisko w jakiejkolwiek sprawie Cię nie interesuje.

Ów człowiek, po wyrażeniu dobitnie swojego zdania na temat postępów odśnieżaniu krakowskich ulic oraz obecnego prezydenta miasta i wytłumaczeniu, dlaczego nigdy nie bierze udziału w wyborach, postanowił opowiedzieć przytakującej mu czasem sąsiadce o bulwersującym incydencie, który przydarzył mu się rano. Otóż, gdy spokojnie zapalił sobie papierosa na przystanku autobusowym, dwie studentki śmiały zwrócić mu uwagę, że w tym miejscu nie wolno palić. Zaiste, wielka to obraza dla statecznego człowieka, który od lat mieszka w Krakowie. Nie omieszkał zwrócić uwagi tym niewychowanym małolatom, że jak przyjechały ze wsi do miasta to nie mają prawa myśleć, że od razu będą tu rządzić, jak chcą, to mogą zadzwonić na policję, ale żeby się tak nie oburzały, bo jak w swojej wsi idą do stodoły, to pewnie ich świnie śmierdzą bardziej niż jego papierosy.

Przyznam szczerze, że o ile wypowiedzi tego człowieka kwitowałem uśmiechem politowania, odwzajemnianym przez stojących obok współpasażerów, zastanowiło mnie później, na ile jego opinie są indywidualne. Pomijając jego bierność obywatelską, tendencję do narzekania i nieuzasadnioną agresywną niechęć do ludzi pochodzących ze wsi i studentów, które były na zbyt niskim poziomie, żeby w ogóle brać je pod uwagę, wziąłem pod uwagę jego podejście do zakazów ograniczających palenie.
Na przystankach nie można było palić już wcześniej, teraz nie można też w innych miejscach publicznych. W sieci można odnaleźć kolejne pomysły właścicieli lokali, którzy do nowych przepisów się dostosowują... często utrudniając życie tym, którzy nie palą. Podsłuchany autobusowy monolog budzi niepokojącą refleksję, czy przypadkiem jako ten, który nie znosi dymu nikotynowego i nie ma ochoty po każdym wyjściu na piwo śmierdzieć jak popielniczka nie znajdę się niebawem w mniejszości społeczeństwa, gdy - zgodnie z panującym w naszym kraju modelem zachowań - palacze zaczną być przedstawiani jako grupa dyskryminowana, pozbawiona praw i wolności. Będą dopominać się o swoje głównie dlatego, że teraz niepalącym, którzy nikomu nie narzucają biernego trucia się - teoretycznie wolno więcej.

Jeśli palący chcą śmierdzieć - niech śmierdzą w miejscach do tego wyznaczonych. I nie czepiają się tych, którzy kulturalnie egzekwują swoje prawa i zdrowie.
A jeśli już chcą dyskutować, to - na litość boską - z elementarną kulturą. Bo uwiera mnie psychicznie fakt, że wokół chodzą ludzie, którzy potrafią się zachowywać jak ten człowiek z autobusu i z dumą o tym opowiadać przy obcych. Oszczędziłem sobie kilku trafnych inwektyw, które przychodzą mi na myśl, gdy go wspominam.

Wysiadłem na docelowym przystanku i odetchnąłem z ulgą. Czystym - na szczęście - powietrzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz