czwartek, 3 lutego 2011

Brać czy nie brać się?

W życiu każdego człowieka, zwłaszcza tego od czasu do czasu w jakiejkolwiek formie udzielającego się twórczo, w niespodziewanym momencie nadchodzi ta chwila.

Przychodzi pomysł.

W moim przypadku jest to zazwyczaj ten czas, kiedy mam do granic napięty kalendarz, tęsknię za wyjściem do kina na cokolwiek i zapominam o zjedzeniu śniadania. Pomysł przychodzi, siada na moim łóżku, opiera się o ścianę, zakłada nogę za nogę i w milczeniu wpatrzony w mój profil bezczelnie kiwa ową nogą, zbyt dosadnie wyrażając swój lekceważący stosunek do mojego zbliżającego się egzaminu.

I w tym momencie pojawia się problem.

Pomysł jest jak stary znajomy, który wpada bez ostrzeżenia. Z takim znajomym można postąpić na dwa sposoby. Pierwszy: zasugerować, że miło, że wpadł, ale właśnie wychodzisz, więc "koniecznie musicie się jakoś zgadać w najbliższym czasie". Jest to wygodne, mało kulturalne i zazwyczaj wszyscy wiedzą, o co chodzi. Formułę tę stosuje się zazwyczaj, gdy z osobą starego znajomego nie wiążą się zbyt miłe wspomnienia.
Drugie wyjście, stosowane przy tych, z którymi wiąże nas masa wspomnień i pewna zatarta emocjonalna więź, czekająca na odrestaurowanie: proponujemy herbatę, siadamy, rozmawiamy, robimy drugą herbatę, rozmowa się klei, proponujemy kanapeczkę albo ciastko i wyciągamy z lodówki litra. Zanim się skończy stary znajomy okazuje się być naszym najlepszym przyjacielem, z którym rozłączyły nas złe koleje losu. Ale teraz wszystko się zmieni. Teraz otworzymy razem interes, a swoje dzieci poślemy do tych samych szkół. Wizja ta rozwiewa się zazwyczaj nazajutrz, gdy z mieszkania uleci ostatnie wspomnienie spożytego alkoholu.

Co zrobić z pomysłem? On nie chce ode mnie ani herbaty ani wódki. On chce po prostu, żebym na niego spojrzał, usiadł obok i dał mu 2 minuty na jego elevator speech. Wiem, że jeśli każę mu czekać, to pójdzie do kogoś innego... albo po prostu pójdzie. I nie wróci. Wiem, że jeśli poświęcę mu chwilę, to skończy się jak z tą wódką, tylko zamiast kaca będę cierpiał na dużo trwalsze radosne twórcze podniecenie, a do nauki będę wracał w momentach, gdy tymczasowo stwierdzę, że nie wiem, co jest nie tak. Pomysł zamieszka ze mną na stałe i - w zależności od swojego charakteru - pochłonie moje myśli na odpowiednio długi czas.

"Mam 20 lat, jestem człowiekiem bezmyślnym i nieodpowiedzialnym." - tak właśnie wytłumaczyłem sobie fakt, że wstałem od książek, przystawiłem krzesło do łóżka, na którym siedział i pozwoliłem, żeby powiedział mi, o co mu chodzi.

Co mi tam. Nawet jeśli zamiast świetnie wyuczonym inżynierem będę niedocenionym artystą, to przynajmniej spełnionym, na co w tym pierwszym wypadku się nie zanosi.

4 komentarze:

  1. Dziękuję Marcinie za ten adres :-) Tak lubię te Twoje rozmyślania :-) Sprawiłeś mi dziś dużą radość:-) A pierwszy wpis i "rozmyślać = rozpędzać" - super, bardzo mi się podoba. Będę tu częstym gościem :-)))
    Renata :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Renka - mam nadzieję, że będzie to dla mnie motywacja, żeby pisać częściej. I że czytanie moich rozmyślań sprawia Ci choć tyle radości, co mi czytanie Twoich ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. no to powtórzę. uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!!!!!!!!! i powtarzam - zapisz mi w spadku. nic Ci nie szkodzi, a ja zarobię miliony ^^


    ha! znalazłam "problem" !

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, dużo przyjemności sprawia mi czytanie Twoich myśli, oj dużo :-) I za te wieczorne chwile tu spędzone serdecznie dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń