niedziela, 4 września 2011

Jeszcze nie rozumiecie?

Czymś, co katolicy najbardziej lubią podkreślać mówiąc o swojej duchowości, jest to, że mają prawo być słabi. Że nikt nie jest doskonały, że nawet święty Piotr się trzykrotnie zaparł Jezusa, no a jak święty nie dał rady, to co dopiero my, takie szaraczki, że Bóg jest pełen miłosierdzia i czeka z otwartymi ramionami. Nieraz robimy z Niego miłosiernego Dziadka, dla którego mało ważne jest, co robimy, byle byśmy przyszli, siedli na kolanach i przeprosili. I tak bardzo powtarzamy sobie, że jest miłosierny i wybacza nam wszelkie nasze słabości... że przestaliśmy wierzyć w to, że jest wszechmogący i może sobie z nimi poradzić.
Gdy kiedyś podczas rekolekcji usłyszałem, że Jezus był zirytowany (a chodziło konkretnie o moment, gdy uczniowie Go obudzili podczas burzy na jeziorze - rzeczywiście, trudno Mu się dziwić), byłem wręcz oburzony słowami księdza i stwierdziłem - no, raz Mu się zdarzyło. Jednak w ostatnich dniach rozważane fragmenty Ewangelii przyniosły mi takie nagromadzenie scen z Jezusem zirytowanym i zrezygnowanym, że musiałem się nad tematem zatrzymać.
Jezus był już dosyć znaną osobą, gdy przyszedł do niego ojciec z synem epileptykiem (Mk 9,14-29). Skoro przyszedł, to pewnie słyszał o dokonanych wcześniej uzdrowieniach i dwóch rozmnożeniach chleba. Stanął przed Mistrzem i użył słów, które tak często pojawiają się w naszej modlitwie - po opisaniu szczegółowo problemu powiedział "Jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam." Można by to odebrać jak "W sumie nie jestem przekonany, ale jeśli rzeczywiście coś zrobisz, to będzie miło." Ile razy takie podejście pojawia się w naszej modlitwie? A Jezus rzeczywiście, może i robi, ale Jego komentarz nie pozostawia złudzeń, co o tym wszystkim myśli - "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy."
Wprawdzie ojciec szybko się reflektuje wyznaniem wiary, ale pozostaje jakiś niesmak braku zaufania, którego w relacji dwóch kochających osób być nie powinno. Nawet, jeśli jedna jest Bogiem i z miłości nie potrafi odmówić.
A takie podejście przekłada się niestety na relacje z innymi ludźmi i wzajemne burzenie jedności, którą Duch Święty uparcie od 2000 lat non stop odbudowuje. Jezus starał się jak mógł wytłumaczyć uczniom, że to bardzo ludzkie szukać dziury w całym, gdy porównał siebie do Jana Chrzciciela i pokazał, w jaki sposób i jednego i drugiego odrzucili. Bo jeden "nie jadł i nie pił" a drugi "je i pije" (Mt 11,16-19). Tłumaczy, że choć ludzie są jak dzieci i każdemu będą przygadywać, to należy kierować się mądrością, która obroni się sama przez swoje czyny. Ale to nie przeszkadza uczniom patrzeć podejrzliwie na innych niż oni. "Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami" (Mk 9,38). Jezus znowu poirytowany. Znowu nauka na nic. I to brak zrozumienia nie ze strony kogoś z tłumu, tylko uczniów, którzy przecież napatrzyli się na Jego cuda i kiwali ze zrozumieniem głowami, gdy coś im tłumaczył. I choć im wtedy odpowiedział, a wszystko zostało spisane dla kolejnych pokoleń, podejście "zabraniamy im, bo nie chodzą z nami" jest powszechne tak samo jak Kościół. I to nie tylko między różnymi Kościołami, ale też nagminnie między ruchami katolickimi, grupami przyparafialnymi, księżmi i wiernymi. Zwłaszcza tymi najbardziej zaangażowanymi, z pierwszych ławek kościołów.
Jest coś smutnego w tym, że powielamy błędy, które mamy opisane w Piśmie Świętym. Jezus, który tęskni do człowieka, nie tylko wyciąga do Niego ręce, ale też widzi i słyszy, jak człowiek Mu co chwilę udowadnia, że po raz kolejny trzeba mu coś wytłumaczyć. A często nawet nie dopuszcza Boga do głosu, i gdy znowu wszystko się wali woła do Niego "Boże, jeśli możesz, zrób coś." A Jezus, starając się ukryć irytację, od wieków odpowiada każdemu, używając konkretnych przykładów z jego życia:

- Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?
- Dwanaście.
- A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?
- Siedem.
- Jeszcze nie rozumiecie?
(Mk 8,18-21)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz